Zawsze myślałam, że Rutyna to największe zło, na jakie człowiek może sobie pozwolić. Jak Cię dopadnie to wykańcza od wewnątrz. Stopniowo traci się całą tą niepowtarzalną spontaniczność i tylko odruchowo wykonuje się przypisane nam obowiązki. Uparcie twierdziłam, że kogo jak kogo, ale mnie to nie spotka! W Polsce przynajmniej. W Szwecji w pewnym czasie działałam jak robot, ale było mi łatwiej ponieważ wiedziałam,że to tymczasowe, że gdzieś tam daleko, daleko, ale czeka mnie fajniejsze, inne życie.
A jednak. Stało się. Złamałam swoją zasadę numer jeden.
Z jednej strony można głośno powiedzieć: użalanie się. Być na studiach, pracować - gorsze się rzeczy w życiu mogą wydarzyć.
I po raz kolejny mówię: A jednak.
W pracy: "O przepraszam ja nie mogę. Zakuwać muszę. Przeglądam strony giełd, a w głowie wirują myśli - co tu zrobić by zdać ten przedmiot, czy zaliczę to koło, kiedy przeczytam tę książkę?
Na studiach: "Mnie nie będzie, czy mogę w innym terminie, oh, a tego nie mam, o tym zapomniałam, tego nie napisałam..."
I tak w dwóch miejscach na raz, w żadnym na stałe. Poświęcenie i zaangażowanie wypadły ze słownika.
Kiedy będę mogła przeczytać coś dla przyjemności, czy kiedyś będę na bieżąco i w temacie? Wątpię.
Moje dawne postanowienie - regularna joga i aerobik przynajmniej dwa razy w tygodniu poszły w niepamięć. Aneta Kręglicka by mną pogardziła. W wieku lat 40 nie będę reklamować APART. Zamiast tego będę postacią na miarę Violetty Villas - szalonej, z włosami a'la podstarzała Mała Syrenka, z permanentnym makijażem, gromadą psów i pałacem na końcu świata.
Ale pocieszam się. Opłaci się. I może kiedyś z dumą spojrzę w lustro. Trzymam się tego i idę dalej.
Nati, zobaczysz jeszcze - w wieku 40 lat też będziemy reklamować brylanty. Wróć tylko z tej Tajlandii. Będziemy ćwiczyć!
OdpowiedzUsuń