sobota, 27 marca 2010

popołudniowe rozmyślania



Tajlandia była 2 miesiące temu. Aż ciężko uwierzyć. Był Michał. Było słońce, ciepło, woda, plaża. Było niesamowicie pyszne jedzenie. Był czas na rozmyślanie. Były wakacje. Tęsknie do tego wszystkiego dziś.

gra marzeń - part 2

Wczoraj, leżąc już późną porą w łóżku, przejrzałam mojego wcześniejszego bloga, którego pisałam będąc przez rok w Szwecji. Uderzył mnie jeden post zatytułowany GRA MARZEŃ. Brzmiał on tak:

Ze względu na to, że moje górnolotne marzenia o:
1) Znalezieniu fajnej pracy z młodymi, podobnymi do mnie ludźmi, gdzie zarabiałabym więcej niż najniższa krajowa i nie nadwyrężałabym mojego już i tak kruchego kręgosłupa
2) Znalezieniu takiej osoby, na której widok motylki w brzuchu robiłyby piruety i która to by sprawiła, że bez zawahania się sięgnęłabym po pióro i machnęła swoim podpisem pod aktem ślubu
3) Znalezieniu mieszkania, gdzie mogłabym zostać dłużej niż 2 miesiące, a nie jak Cygan bez ustanku przenosić swój dobytek z jednego krańca miasta na drugi
4) Powrocie do Polski szybciej niż za pół roku

mają nikłą szansę na realizację, postanowiłam ograniczyć swoją listę życzeń do bardziej przyziemnych rzeczy.


I myślę sobie, że kurczę - garstka moich marzeń się spełniła, chociaż kiedyś wydawało mi się to tak mało prawdopodobne. Tych najważniejszych marzeń. Jestem w miejscu gdzie czuję się dobrze, czuję się sobą, nie muszę cały czas udowadniać, że jestem fajna, wartościowa. To jest mój dom. Mam wokół siebie ludzi mi bliskich, na których mi zależy i którym zależy na mnie. To chyba szczęście się nazywa. I ja jestem więc szczęśliwa.

Ale w zanadrzu mam już nowe marzenia. Bez nich przecież życie nie miałoby sensu.

piątek, 26 marca 2010

wiosnę poczuć

Ten tydzień mnie zmęczył bardzo. Ładną pogodę oglądałam tylko zza okna biura, mecząc oczy przed komputerem. Wychodząc z pracy o 21 i rozglądając się już po pustych ciemnych ulicach czułam, że coś mnie ominęło. Wiosna w pełnym słońcu, rozkwitające kwiaty, zakochani uśmiechnięci ludzie.

I teraz, chociaż czuje zmęczenie na całym ciele i w ten weekend powinnam leżeć z nogami do góry, aby zregenerować siły przed nadchodzącym tygodniem to jednak mam zamiar biegać, chodzić, ćwiczyć i tańczyć.

W sobotę rano wyciągnę mój zakurzony rower i pojadę na zajęcia jogi, na których juz od tak dawna mnie nie było. Wracając do domu zajrzę do kwiaciarni – kwiecień się zbliża – potrzebujemy więc bazi! I rzeżuchę w końcu czas zasadzić!

W domu mamy wielkie przygotowania na przyjazd mojej mamy. To już tak dawno było, kiedy się ostatni raz widziałyśmy. Cieszę sie na jej przyjazd. Sprzątamy cała trójka w pocie czoła, by było miło, czysto i rodzinnie. Nawet Andrzej umył okna – takie cuda się dzieją.

Ja szykuje sie do cytrynowych muffinek, sałatki z fetą i cukinią i kurczakiem w cieście sezamowym. Niedowierzanie mojej mamy gwarantowane. Wciąż jest święcie przekonana, ze jej młodsza córka ma dwie lewe ręce. A przecież ja już umiem oddzielać żółtko od bialka!

Coś dla duszy, coś dla ciala. Nóżką poruszać w końcu czas. Istny Sopot (potop) skandynawski nam sie szykuje w sobotni wieczór. Rozmowy, tańce, rozmowy. Relaks w pelni jednym słowem.

Ach, witaj ostatni weekendzie marca!


Podobasz mi się.