niedziela, 4 kwietnia 2010

mało studencko

Myślę o studiach. Nieustannie. O tym co powinnam zrobić, co muszę, co mnie czeka, czego nie uniknę.
Nie ma wątpliwości, że studia powinny być czasem rozwoju, szukania tego, co chce się robić w życiu, co sprawia przyjemność.
Uczęszczanie na konferencje, słuchanie doświadczonych osób, chodzenie na wykłady, próbowanie nowych rzeczy. Dla mnie studia stały się obowiązkiem, który trzeba spełnić, który nic nie wnosi do mojego życia, ale jest sposobem by spełnić oczekiwania innych co do mojej osoby, nacisku społeczeństwa, że trzeba, że powinno się. Bo jak to tak bez magistra?
Tęsknie za początkiem studiów, za pierwszym i drugim rokiem. Wtedy poznawanie tych wszystkich nowych słów, ich wymowy, gramatyki, całkiem innego skandynawskiego świata dawało tyle przyjemności i dumy, gdy się w końcu udało.
Sesja tuż, tuż. A ja mam dreszcze na ciele. To tylko dwa miesiące. Wystarczy zacisnąć zęby i jakoś to będzie. Kolejny rok będę miała za sobą. Ale ile mi tak naprawdę pozostało z bycia studentem? Obiektywnie – chyba już bardziej jestem analitykiem danych. Przykre.