niedziela, 25 lipca 2010

love TopShop

Uwielbiam TopShop. Te dziewczęce, kolorowe, dobrze skrojone i oryginalne ubrania. Zaletą mieszkania w Sztokholmie było to, że miałam to wszystko na wyciągnięcie ręki. W Londynie nie mogłam się powstrzymać. Pokusa była zbyt duża. Nogi same poprowadziły mnie w odpowiednim kierunku. Portfel teraz wydaje się nieco chudszy, ale moja szafa wzbogacona jest nową sukienką rodem z lat 60-tych, koronkową bluzką i złotym naszyjnikiem.







sobota, 24 lipca 2010

dobrze być w domu

Zawsze chciałam być typem dziewczyny co to może spakować walizki w godzinę i wyjechać w samotną podróż na drugi koniec świata. Jak się jednak okazuje nawet tygodniowy pobyt w Londynie z dala od domu, od moich bliskich i ukochanych sprawił, że tęskniłam bardzo. Tęskniłam, mimo tego, że nie było mi źle, a wręcz przeciwnie - wszyscy byli dla mnie mili i opiekuńczy i czułam się dobrze w tym dużym i zatłoczonym mieście. Czy nie można tak po prostu mieć wszystkiego na raz?

Polskie leniwe dziś. Bez pośpiechu. Celebrujemy wspólne posiłki, bo już niedługo nasze drogi rozejdą się. Zaraz przyjdzie czas pakować walizki i przeprowadzać się w nowe miejsca. Ale z nimi, ja to wiem, niezależnie od tego gdzie mieszkamy, zawsze będziemy razem. Jak to mówią - dobrze mieć takie osoby - do tańca i do różańca.

Gdynia jest super. Gdy kiszki grają marsza polecam kierunek Batory. W okolicy trzy moje ulubione miejsca. 1. Tokyo Sushi, 2. Tandoor - Indian Food jakiego nie znacie 3. Thai Hut - wyśmienita kuchnia tajska i śliwkowe wino!

Dziś opcja numer 2.











piątek, 16 lipca 2010

London calling

Jadę. Mimo przeciwności losu. Moja wciąż spuchnięta, kapryśna stopa nie daje się wsadzić w tenisówek. Ból nie przysłania jednak radosnej ekscytacji przedwyjazdowej. Prasuje sukienki, wkładam je do walizki, przewodnik upchany już w torbie, tuż obok niego aparat fotograficzny. Na razie nie czuję stresu związanego z pracą w nowym biurze, poznaniem tych wszystkich ludzi znanych mi dotąd tylko z maili i telefonów. Będzie dobrze. Dam radę. Cieszę się. Do zobaczenia za tydzień!

środa, 14 lipca 2010

niech rozejdzie się po kościach

Mówią: sport to zdrowie. Mówią: skacz wyżej, z siłą, mocno. A ja im na to: mierz siły na zamiary. I ufaj samemu sobie.

A inni teraz patrząc na mnie stwierdzają jednomyślnie: Mądry Polak po szkodzie.

I tak właśnie leżę z nogą do góry, nie żeby z lenistwa. Upadek ze stepu ma swoje konsekwencje w postaci obolałej, napuchniętej nogi.

Okładam nogę lodem, modląc się w myślach by dać radę w sobotę pojechać do Londynu. Czekałam na to. Chcę jechać. Muszę dać radę.

lista fajne życie

Moje małe wakacje w Oslo były najlepsze. Powolne poranki, z wyspaną głową i kolorowym talerzem na śniadanie. Długie spacery, nowe twarze.

Klasyczny dół powyjazdowy nie zagościł.

Słońce świeci, nawet poranny spacer do pracy stał się przyjemnością. Indyjskie specjały na obiad, kolorowe gazety na kanapie, wino w kieliszku. Tak mi fajnie, że nieustannie odkładam samą myśl o pisaniu magisterki. Jak się zebrać, przysiąść i zacząć pisać gdy wkoło tak fajnie?







wtorek, 6 lipca 2010

Open'er 2010

Open'er po raz drugi. Socjalnie, razem. Wspólne śniadania, herbaty, kawy, spacery w słońcu. I koncerty. Dobra muzyka, niesamowita atmosfera. Chociaż nogi bolały, serce się cieszyło.

Moje tegoroczne TOP 3:

1. Regina Spektor - pełne wzruszenie, łzy, delikatność jej głosu i uroczy uśmiech całkowicie mnie urzekły.



2. The hives - zastrzyk energii, emocje, szaleństwo na pełnych obrotach. I bliski kontakt z publiczność. O to niesamowici Szwedzi są.



3. Grace Jones - show jakich mało, prawdziwe widowisko, swoją osobą porwała publiczność. Bez wyjątku.



4. Wyróżnienie: Julia Marcell. Mieszanka Reginy Spektor z Björk. Piękne połączenie.