piątek, 21 maja 2010

Ene Due Rabe

Myślę sobie, że wielkim plusem posiadania dziecka jest możliwość wybierania, kupowania i czytania bez żadnego skrępowania książek dla dzieci. Nie mówcie książeczek, to poważna literatura jest.
Studiowanie skandynawistyki otworzyło mi świat literatury skandynawskiej dla dzieci. Niesamowita jest i zupełnie inna niż polska, która niestety wciąż uwiązana jest w konwenanse. Poruszanie tematów TABU to podstawa, puryfikacji mówimy zdecydowane NIE i czytamy dla dzieci, z dziećmi, odkładając nasz dorosły protekcjonalny stosunek na bok.
Dziecko trzeba chronić. Bezdyskusyjnie. Ale pokażmy mu świat, czasem ten obcy, niezrozumiały jeszcze, ale jakże ciekawy .
Wydawnictwo Ene Due Rabe ( http://www.eneduerabe.eu/)to pomorska działalność otwarta na skandynawską inność. Jeżeli w biegu, chaosie dnia codziennego macie ochotę przenieść się do niesamowitego, dziecięcego świata to polecam.
Przy okazji , gratulacje dla Ani Szmit, która postawiła już swój pierwszy krok w roli tłumacza!



środa, 19 maja 2010

Retro one

Za 5 tygodni będę miała swoje własne EAT, PRAY, LOVE (http://en.wikipedia.org/wiki/Eat,_Pray,_Love). W wersji miejskiej, polskiej, ale i tak fajnej.
Kiedyś, mam nadzieję, dane mi będzie przeżyć prawdziwe, roczne i na wielką skalę.

Tymczasem. Dostałam rower! Przedwczesny prezent urodzinowy! I piękny jest. I od wyjątkowej osoby. To wszystko sprawia, że bardzo chciałabym prosić o więcej słońca i mniej sesji, aby móc jeździć i jeździć. Bez opamiętania i bez zegarka.

poniedziałek, 17 maja 2010

Bywa miłość niespotykana, wyjątkowa. Dojrzała,a zarazem szalona i nieodpowiedzialna. Przywracająca nadzieje i pozwalająca uwierzyć, że marzenia mogą się spełnić.
Zdarzyła się dwóm osobom. I skończyła tak szybko jak się zaczęła. Bez zapowiedzi, bez możliwości pożegnania, bez wyjaśnień.
Niesprawiedliwie.
I chociaż dzisiaj mijają już trzy lata to wciąż czuć żal i smutek.

niedziela, 16 maja 2010

po masakrze, lepsze życie

Jutro zaczynam przedstawienie zwane sesją. Przez kolejne pięć tygodni zaszywam się, wyłączam. Chcę to zdać, zdać to dobrze i zacząć nowe, fajne życie kiedy to już będę wolna, posesyjna, ze świeżą głową i nową energią na całe nadchodzące wakacje. Będę ćwiczyć, pływać i jeździć na rowerze. Będę jeść zdrowo, zielono i ekologicznie. Pisać pracę też zamierzam, ale powoli, bez stresu, dokładnie i z przyjemnością. I uczyć szwedzkiego chcę, a sama duński poznać. I chcę znaleźć spokój ducha. Nie martwić się na zapas, nie zadręczać się, nie myśleć za dużo. Skupić się na sobie i na swoich potrzebach. W te wakacje odkładam na chwilę altruizm. Dla siebie i dla własnej wygody działać będę.

Trzymać kciuki.

sobota, 15 maja 2010

wiruje mi

Gdy się dziś obudziłam poczułam wirowanie w głowie. Na najwyższych obrotach. Próbowałam na wszelkie sposoby, ale nie udało mi się wyłączyć tej mojej pralki. To jeden z tych dni, co to wskazane jest leżeć pod kołdrą, bez zbędnych ruchów, z odpowiednią ilością płynów pod ręką i CISZĄ. Nie wolno skakać, nie wolno się schylać, nie wskazane jest też wychodzenie na zewnątrz. Myślę, że powinno się również dopisać - nie otwierać książek! Zapomnieć o sesji. Leniwie, powoli regenerować się. Nie udało się jednak. Niechciana architektura Szwecji musiała się dziś pojawić w moim zawirowanym świecie. Źle.

Dziś zaproponowano mi urwanie głowy. Głupia ja, że się nie zgodziłam. Wszystkie problemy miałabym wręcz z głowy. A tak siedzę i dumam i myślę sobie, że już naprawdę chciałabym zsiąść z tej karuzeli.

poniedziałek, 10 maja 2010

i szparagi.

A jednak. I były szparagi. A raczej zupa z nich. Pysznie i tak. A tym bardziej, że była zrobiona dla mnie, a nie przeze mnie. I tulipany w wazonie mam. Wiosna. I dzień zdecydowanie na plus.

piątek, 7 maja 2010

szparag? nie, jajko.

Co zjeść na obiad gdy jest się chorą w domu z drugim chorym współlokatorem vel love siostry? Zamawiamy pizzę? Nie, ratunku.Ile można. Ostatnio na seans Zakochany Paryż / Nowy Jork dwie familijne były dostarczone. Basta. Ale to przecież sezon na szparagi się zaczął! Deszcz za oknem, no ale niby wiosna. Szparagi, jajka sadzone, młode ziemniaki. Brzmi pysznie. Ale kto pójdzie do sklepu? Ja pociągam nosem, ja mam dreszcze, a mnie to głowa boli. Ostatecznie stanęło na warzywach na patelni i jajku sadzonym. Ale nie takie to zwykle jajko było. Patrzcie sami! I próbujcie. Z cebulą i dobrze smakuje i bajerancko wygląda.

środa, 5 maja 2010

in love with florence and the machine

Nie taka nora wcale

Idzie sesja. Ścisk w żołądku. Stosy papierów, książek do przeczytania, materiału do wkucia. Sesja pociąga za sobą wielogodzinne siedzenie w domu. Niech tu przynajmniej będzie miło. Przestrzeń jest ważna. Wpływa na samopoczucie. Zaszywam się więc. W moim pokoju - malinowym ogrodzie.




niedziela, 2 maja 2010

Jestem bałaganem

Mam choro w głowie. I zaczyna mnie to poważnie przerażać. Chyba to jednak racja, że ja to jestem nieszczęśliwa w byciu szczęśliwą. Nie potrafię się otworzyć, powiedzieć sobie wprost: jest dobrze, a co ważniejsze będzie wciąż dobrze. Zasługuję na to. Tak, to właśnie ja zasługuję na to by być szczęśliwą. Tu i teraz i z tym co w życiu robię i z tą osobą. Ale nie. Ja na przekór. Cały czas z uporem maniaka szukam dziury w całym. Po co? By być przygotowaną. By to co złe i krzywdzące nie przyszło z nienacka. By nie cierpieć. I tu uwidacznia się mój największy problem. Żyję w przekonaniu, że i tak będzie bolało. Na pewno. To tylko kwestia czasu. I wykańczam się. Psychicznie. Tak bardzo, że aż czasem boli mnie to i fizycznie. I wykańczam osoby, które chcą być ze mną szczęśliwe.